www.stefadurna.pl
www.stefadurna.pl header image 2

CUDA, CUDA MOŚCI PAŃSTWO!

28 września, 2011 Wpisane w RÓŻNISTE

z cyklu: chwalimy się, kurka, chwalimy…

W tym roku standardowo. W sadzie liczącym 60 (słownie jakby kto nie wierzył – sześćdziesiąt!) sztuk rachitycznych ale zawsze kilkuletnich drzewek, tegoroczne zbiory liczyły sobie aż trzy śliwki, parę czereśni oraz dwa jabłka. I to koniec.

Koło jabłek chodziłam niczym lisek koło drogi. Żeby kurwa dojrzały i można choć sfotografować.

… Ostatecznie zeżarli robotnicy z rusztowań. Robili na wysokościach koło tynków to i wypatrzyli. Zerwali niedojrzałe (tumany nie wiedziały, że to odmiana zimowa) i po nadgryzieniu wyrzucili. Mnie tylko ogarnęła zgroza.

Chciałam mordować, no ale co zrobić gupkom?

Nie wspomnę o olbrzymich nakładach czasowych aby to opryskać w odpowiednim czasie.

No i zbieranie ręczne gąsienic. Brrrr…

No ale standardowo. Znów się ze mnie nabijają, że Ogrodnik od siedmiu boleści.

A teraz inna historia. Cofnijmy się z pięć lat temu.

Wtedy to naszą chałupinę nawiedza Nawiedzony Leśnik.

Innocenty (powiedzmy) mu było.

Oryginał o tyle szalony, że kochający wszystko co zielone.

Do tego prowadzi szkółkę z zielskiem dziwnym i jeszcze dziwniejszym…

W prezencie przywozi donicę z czymś tajemniczym:

– Wiesz… nie wiem co to może być… Ale nawet mi urosło.

Na szczegółowe pytania bajdurzył coś pokrętnie:

– Wiesz… było ciemno. Pakowałem po kieszeniach co się dało…

A dokładnie z arboretum w Przelewicach. Tak tylko dodam, że mocno tam gonią takich amatorów. Tak szybciej drągiem po plecach. No ale Innocenty zaparł się, że może to być coś fajnego bo tam mają tylko fajne rzeczy. Co prawda trochę wymarza wiosną ale dam radę i spoko… Faktycznie rokrocznie wymarzał do korzenia. I tak jakoś rósł niemrawo.

Zresztą darowanemu zielsku się nie dogadza. Zero nawożenia, przycinania i oprysków.

No bo jak nie wiadomo co to, to jak?!

No i urosło! Bez żadnych zabiegów. Nawet obsypało fioletowymi fasolami.

I od razu padł blady strach. A jak trujące? Bo po naciśnięciu skórki leci gęsty biały sok. Misiek od razu chciał zresztą karczować. No bo mocno podejrzane.

A Ja zaczęłam kombinować jak takie cudo wygoglować. No bo jak? Wpisując „fioletowe strąki”?

Uratował mnie przypadkiem ktoś pracujący w przelewickich ogrodach.

Na telefon „rozpoznał” PALECZNIKA CHIŃSKIEGO. Podobno jadalnego. Prosto z Azji.

I niespotykanego w Polsce oprócz specjalistycznych ogrodów dendrologicznych.

Czy szczena już Wam opadła? Bo Ja ze sto razy sprawdzałam.

Głównie czy jadalny…

– Misiek, Ja Cię tak bardzo kocham… Czy Ty mógłbyś mi posłużyć jako zwierzę doświadczalne?

smak podejrzany…

tak bym nawet powiedziała, że głównie rozpoznawalny przez niepruderyjne panie

… i nie żeby Mi wszystko kojarzyło się tylko z tym, o nie

Wpisz komentarz