O NAS
Chronologia przypadkowa
Kotek – następca, niestety świętej pamięci Miśka. Wyszukany przez Stefę na osławionym portalu randkowym sympatia peel. Jakoś tak pykło od razu, że nie trzeba było się wygłupiać z tym szukaniem i można było spokojnie zamknąć subskrypcje po dwóch tygodniach. Pierwsza randka była nadmorska i tak jakoś wyszło, że w szoku ogólnym pobiliśmy rekord – 25 km spacerkiem. A potem to już poszło… A ponieważ starych drzew się nie przesadza to… właśnie jestem z Kotem w nowym miejscu i okolicznościach. Jest z Nami Gwiazda, która wrasta w nowy dom i szkołę. Razem z Córką przyglądamy się Gospodarzowi z zadziwieniem bo… Misiek to jednak nie jest. Stąd mamy okazję poznać praktycznie co to campering, kajaki, narty, morsowanie czy wędkowanie z łodzi. No generalnie z Kotka czynny i zapracowany Chłopak.
Jest inaczej, aczkolwiek też fajnie…
Misiek – no tak jednak – Tyran i Męcząca Osobowość. Cały wszechświat musi się kręcić wokół niego. Jednocześnie tytan pracy i pomysłowości. Taki facet na ciężkie czasy – ZAWSZE wskoczy za nas w ogień. Wymaga tego samego od Nas. Więc nie ma, że boli. Jak kocha Nas bezgranicznie więc My mamy mieć to samo. Prosto w dym za nim. Jeżeli pracuje całe dnie i noce to dzieci też mają harować od małego. Dochodzi do tego, że jak nawet leżę chora w łóżku to cierpnę od wyrzutów sumienia, że jak tak można chorować bezczynnie.
Zwróćcie uwagę, na focie te kółko z krzyżykiem to kierownica. Czyli bezsprzecznie jednak wymiata w naszej familii.
Jeżeli chodzi o jego zainteresowania i poczucie humoru to między nami jest podobieństwo na wzór – Ja w świecie arktycznej i lodowatej nocy (biegun 90°) a On – rozpasane tropiki niedaleko równoleżnika (0°). Czyli przecinamy się pod kątem prostym. Ale może dlatego jest tak ciekawie.
Jest fanem wszystkiego co wojskowe i w łatki moro. Upodobania motoryzacyjne to wszystko co gniotsa nie łamiotsa. Czyli rajdy po polach i szuwarach. Takie marki o silnikach wydajnych w tabunach koni i gdzie co rusz bucha ogień z rury wydechowej. Czyli Ja dostaję gęsiej skórki.
Dalej – śpiewa, gra na wszystkim co się da i macha pędzlem niczym biczem. Czyli dalej moja tabula-rasa. Jest świetny w użeraniu się z bandami leni i nierobów stąd to On jest Pan Bob Budowniczy. Na całe moje szczęście!
Ma jedną podstawową zaletę – jest monogamistą i w zależności od mego wieku powtarza, że jest właśnie zboczeńcem co to leci tylko i wyłącznie na seksowne trzydziechy lub obecnie na stare (ale jare!) czterdziechy. Jego mottem jest powiedzonko, że to jest chore i chyba zboczone, że do dziś mu się tak podobam. Słowem fajnie jest się tą Księżniczką…
Ja Stefa – wyznawczyni na co dzień kultu przyzwoitości (z podkreśleniem „na co dzień”) bo wiecie… Heteryczka ewidentna – dopuszczająca (ech… szkoda, że teoretycznie) incydentalne obcowanie z pacholętami męskimi (tak 30-cha w dół).
100% grafomanka seksualna ponieważ czynności twórcze sprawiają jej kosmiczną przyjemność i występują u niej, podczas pisania wespół-zespół typowe objawy somatyczne typu: przyśpieszone bicie serca jak i zwiększona potliwość. I jak każdy typowy grafoman jest narcystycznie bezkrytyczna w stosunku do swojej twórczości (no i wszystkiego co dotyczy jej prywatnego życia).
Czyli można tylko i wyłącznie chwalić, chwalić i bić bisy. Ewentualnie toleruje ukamieniowanie – ale tylko wyłącznie ametystami i brylantami.
Co do fizys to rzeczywiście ma nie wydepilowane brwi (o nogach nie wspomnę) jak i szczery białozębny uśmiech. Często również ironiczno-kpiarski. No ale tak już ma.
Okulary nosi stosunkowo niedawno a i to dlatego, że wyszło na studiach, że cholera ale nie może ściągać od koleżeńskich koleżanek. No i trzeba było zaopatrzyć się w bryle. No i tak już zostało. Ale wygląda przez to jak chiński uczony (czyli rozum do sześcianu) no i zawsze trochę zasłaniają te wyskubane rzęsy. Z nerwów oczywista. Albo cholerka wie…
Nie choruje (bo kto by miał na to czas) i ma tylni stosunek do upływającego czasu. Nie przeżyła drastycznie przeskoku w czterdziechę (koleżanki przerażająco chlipią coś o utraconej młodości) i liczne oczne kurze łapki traktuje tylko i wyłącznie jako skutek notorycznego obchichrywania się z rzeczywistości jak i bliźnich naszych.
Pierworodny – pracoholik graficzny. Szczęściem nabył cechy genetyczne „odpowiedne” po rodzicach. Uczy się po mnie a kreatywność ma tatki. Zrównoważony dziubacz co może siedzieć przed kompem non stop kolor. Ma poczucie humoru i złośliwość własną. Będą z niego ludzie. Pewnikiem! Jak dwa i dwa.
Martwi mnie tylko, żeby nie pożarła go jaka bestia-moloch z zachodu. Widzicie, że niczym kameleon jest przygotowany do życia w każdym zakątku naszego globu. I tyle go będę widzieć w kraju. A synowej skośnookiej czy mulatki to nie wiem czy stolerują na mojej zacofanej wsi.
Ale jaskółki coś tam szepczą o polskiej Moni. To może jakoś dogadam się w przyszłości w rodzimym języku z własnymi wnukami. I już pal licho, że ma piegi i miedziane skry tańczą we włosach… Ale tak to spoko.
Stefek – taki co to nie może za cholerę usiedzieć. Tylko proszę nie domyślać się owsików w tyłku. Po prostu chłopaka nosi. Co? Ano po prostu Życie.
Licealista bez sprecyzowanych planów – jedno jest pewne: praca biurkowa byłaby dla niego nową odmianą harakiri. Biegle posługuje się siekierą jak i gitarą. Pływa jak motorek. Lubi robić wszystko z pasją. Stąd często usypia w szkole na chemii lub przy takiej np. fotosyntezie. Szczerzy wtedy kły, że niby zasłabł. Biedaczek.
Królewna – chowana jest na mega-gwiazdę
Jest rozpieszczana planowo i skutecznie przez Ojca – w wieku przedszkolnym umie już robić maślane oczęta i słodziutkim głosikiem uprasza starego durnia – Tatusiu kupis mi nowego bakugana? Dla istotności powyższej opowiastki informuję, że szafa z zabawkami pęka w szwach i sto trzydziesty bakugan różni się tylko od pozostałych kolorem. Tatuś czuje się jak w matni. Z jednej strony ma heterę żonę, która buntuje się i wrzeszczy, że Ona też chce słonia na łańcuszku i taka zabawka codziennie to nie ma nic wspólnego z pedagogiką a z drugiej strony ta Jego Miłość. Z obwisłymi oczyma jak basset – Nie kupis Mi? No i co? No i pstro! Dziarsko wykrzykuje, że dość! Koniec i basta! No może tylko jeden i to ostatni.
Po czym od razu po przedszkolu zajeżdżają do hurtowni zabawek i wychodzą zadowoleni z trzema pod pachą. Na moje uwagi, że nie takie były ustalenia stwierdza ze zdziwieniem czego ja się czepiam przecież to chińskie i kosztowały tylko po 5 zeta za sztukę.
I w ogóle co Ja tu wymyślam…
Babcia Bania czyli Klasyczna Teściowa. Więc właściwie nie powinnam już nic więcej dodawać. No ale… odrobina złośliwości przecież nie zaszkodzi.
Silna osobowość, żyjąca tylko i wyłącznie coniedzielną mszą świętą, serialami telewizyjnymi jak i poradnikami z firm wysyłkowych.
Wysysa z nich esencję wszystkich mądrości życiowych i testuje wprowadzanie ich w życie na jedynym bliskim jej żywym organizmie – czyli na Nas.
Ponieważ jest dwukrotną rozwódką i obecnie wdową to ma duże i kolorowe przeżycia rodzinne stąd uważa się za super-guru w sprawach małżeńskich. No bo co my możemy wiedzieć jak znamy się razem od szkoły i nie zapowiada się na żadne latanie po chałupie z siekierami i ścienne wytłukiwanie ślubnego serwisu kawowego. Po prostu strach jakie sieroty życiowe!
Prowadzi to do wiecznych scysji i awantur, że ma żyć swoim życiem a my będziemy stąpać po swojej rozbujanej linie życia. Ale mówię Wam – grochem o ścianę.
Ze względu na różnicę pokoleń i specyficzne gusta zawsze doznaje zawału gdy porównuje nasze mieszkania – braki kwiecistych kobierców na podłogach i zero firanek w oknach uznaje za nasze fanaberie. Informacja, że w naszym domu nie ma żadnego magicznego naczynia pod nazwą – wazon i nawet nie ma gdzie umieścić jej plastikowych słoneczników traktuje jako powiew mrocznego horroru. Stąd zazwyczaj męczy się brakiem ścianek działowych i echem huczącym po chałupie. Ale nie przeszkadza jej to udzielać np. „fachowych” porad co do pieca c.o. – mieszkając w blokach nigdy nawet nie otarła się przecież o pogrzebacz. Ale to pikuś i drobiazg. Ona i tak wie najlepiej!
No to już wiecie jak naturalnie wyglądają u nas niedzielne (obowiązkowe) obiadki rodzinne.
Ale jej zupy i schabowe są rewelka! To trzeba przyznać. Trudno. Czas prawdy i ekranu!
Zwierzyniec
Bogaty i mnożący się początkowo chaotycznie. Po sterylizacji nastał sądny dzień i wszystko się ustabilizowało. Inwentaryzacja na dzień dzisiejszy wykazuje już tylko sztuk cztery.
1/ Biszkopt znajda – pierdoła labradorowata. Łagodny i taki pod dzieci. Szczeka więcej ze strachu niż odwagi. Chociaż muszę wspomnieć, że raz w życiu zaszalał i ugryzł przejeżdżającego rowerem przez wioskę Murzyna. To znaczy się myślał, że murzyn bo ten był cały nie umyty z pobliskiej wypalarni węgla drzewnego. Właściciel firmy oszczędza pracownikom na mydle i wodzie więc co i rusz widać u nas pedałujące obce rasy. Misiek nie mógł wyjść z szoku, że to w ogóle możliwe. Znaczy się ten gryz po łydce bo do murzynów to już przywykł. No ale nie ulegało to kwestii bo dureń jeszcze machał ogonem i domagał się pochwał! Zresztą po prawdzie polała się krew. No więc pies dostał strzał w czoło a murzyn zadowolił się stówą. Z zadowolenia już nawet nie dopytywał się o szczepienia i czy mu aby na pewno myjemy zęby pastą z fluorem.
Dla niego stówa to pięć dni ciężkiej harówy w dymie więc zaczynam podejrzewać, że ostatnio coś za często kręci się w okolicach naszej bramy. Szczęściem nasz kiler raz se posmakował i nie pasuje mu węgiel zgrzytający po zębach…
2/ Kociarnia – czyli dwa kocury i kotka.
No i tylko jeden kot został z jajami. A czemu? No ktoś musi przecież rządzić w tej gromadzie. Ale jest typowym odstępstwem od reguły. Jest ostatnim i najmniej agresywnym. Zresztą jest po przejściach bo nie ma kawałka ogona. Maltretowany na co dzień nawet przez Alfa.
Natomiast bezsprzecznie rządzi Bezjajeczny zakapior.
Ale wszystkie zagryzają wszystko co fruwa, pełza i skacze. I tu bardzo ciekawa obserwacja przyrodnicza – myszom obżerają tylko łebki (królewna zaśmiewa się codziennie z mysich dupek złożonych ofiarnie na progu) a żabom żabie udka. Czyli – mają wyrobione gusta kulinarne. Francuzy cholera chyba jakie!
The End
– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –
No i proszę. Wyszedł wprost impresjonistyczny nieład – z pełną popielniczką petów i niedojedzoną skumbrią rybną w tle… A tak po prawdzie to lubicie w sosie pomidorowym czy w oleju?… Bo ja z ryb to najlepiej stek z cebulką. I ciasto drożdżowe…
No ale tutaj nie miało być o tym.