O SOBIE
Jestem szarą myszką. Spełnioną i pogodną. Uwielbiam pisać głupoty bo daje mi to satysfakcję, że coś tam potrafię. Bawię się w Pisarstwo Niezobowiązujące. Świat widziany moimi oczyma jest optymistyczny i czasami ironiczno-dowcipny. Opowiadanka są w 90% moją prywatną konfabulacją wynikającą z rozbuchanej wyobraźni.
No ale fundamentem pogody ducha i widzenia wszystkiego w różowych okularach jest szczęśliwe dzieciństwo jak i bezstresowe pożycie rodzinne. Czyli tragedii rozdzierających serce to tu nie zobaczycie. Bohaterami są moi najbliżsi i osobnicy obcy, którzy nie mają najmniejszego wpływu, że tu zaistnieli. Mogę mieć dzięki temu paru wrogów więcej ale niejedno już przeżyłam… Więc spoko – w razie czego mam znajomego Pana Romka od wulkanizacji to najwyżej częściej będę wymieniać opony…
.
Czyli podsumowując – Misiek nie jest facetem co to katuje kobitki, dzieciska fajne, zwierzyniec twórczo się rozmnaża, praca daje mi niezależność.
Mieszkamy w wioskowej rezydencji, gdzie nie grasują zboczeńcy czy inni mordercy z kałachem. Najgorszym i niemile widzianym gościem jest co najwyżej Pan Inkasent z elektrowni. Ale na niego mam już odpowiednio wytresowane koty i biszkoptowego ciapka. Ostrzą już pazury i kły…
Mam nadzieję, że pogonią dziada a jak się wkurzę na rachunek to karzę odgryźć licznik. A tak! Nie mogę? JA?!… Phi… (władczo i buńczucznie)!
Czyli słowem – spokój i stabilizacja. Tym bardziej, że kredyt na nasz domek na kurzej stópce spłaciliśmy i nie straszny nam taki jeden Pan Franek. Szwajcarski.
C z y m o ż n a c h c i e ć c z e g o ś w i ę c e j ?
PODZIĘKOWANIE ZA BLOGA
Ponieważ mogę już śmiało podśpiewywać o sobie: … ,,stara jystem, zymbów nie mam” plus do tego ma wrodzona indolencja komputerowa spowodowały, że muszę koniecznie paść na kolana i czołem walić pokłony dziękczynne dla dwóch takich Panów Informatyków, co to coś tu majstrowali i jest jak widzicie. Co prawda musiałam stosować naciski ponaglające bo chłopaki może znają się na rzeczy ale jest problem żeby im się chciało. Po paru awanturach i nerwowych telefonach udało mi się ich odciągnąć (choć chwilowo) od intensywnego życia studenckiego. Wiecie – panienki i życie na wysokich obrotach… takie tam orgietki. Czyli szał i tęcza od rana – więc było trudno. Nie ukrywam, że kartą atutową były krokiety babci Ani i ogórki kiszone made wyrób własny. Chłopaki wygłodniali nie tylko lasek to i skusiłam choć żarłem. Liczy się przecież efekt. Cel uświęca środki. A blog działa i mam nadzieję, że mściwie nie będą mi kasować wpisów skoro mają uprawnienia adminów…
Na koniec ten grubszy i lokowaty wykrzyczał mi do słuchawki:
Jeeezuu! Czy Ty mi dasz już święty spokój???
Nie poznał jeszcze mściwej matki…
(a kabel dalej nie zrobiony… tak z szósty chiński rok…)
…………………………………………………………………………………
AUTOPORTRET DOKŁADNY (BARDZO)
Jeżeli jednak ktoś jest wściekle ciekawy jakąż to jestem MEGA-GWIAZDĄ to jak chcecie to patrzajta.
A co mi tam!
Tadam! Uwaga! Pulsar z czarnej dziury wśród kosmicznej ciszy…