www.stefadurna.pl
www.stefadurna.pl header image 2

WEN TWÓRCZY czyli o sensie i bez-sęsie pisarstwa

5 listopada, 2010 Wpisane w RÓŻNISTE

takie coś

Coś muszę zmienić.

Jakoś tak skapcaniałam przez robotę i kłopoty.

Nawet pisanie mi nie idzie. Bo mi tam fajnie się pisze jak jestem podjarana od środka. Są takie momenty, że coś w środku mi się nie mieści i muszę podzielić się tym z resztą. I nigdy te pisanie nie ma charakteru czegoś z góry określonego. Żadne tam plany typu: zaczynam tym a kończę śmym. Zaczynam tylko z ogólnie określonym tematem a potem… to już idzie.

Ale tylko pod skrzydłami sekundującego Anioła Stróża. Nie takiego zwykłego ale Sztukmistrza. Czasami wachluje mnie dla ochłody skrzydłami a czasami ze zgrozy przymyka oczy. Ale najczęściej żongluje z nudów butelkami (Łzy Sołtysa 3,50). A trzeba przyznać, że chłopak jest oporny na czarowanie. Jak ma mnie w dupie to zero przychylności. Nawet popierduje czy beknie sobie. I nic…

Teraz właśnie lewituje podsufitowo. Byk drapie się po… nabiale męskim i prycha przez nos: Kobieto, opanuj się…

 

Jakby tu dziada pogonić do roboty? Bo mi się nudzi, kur zapiał…

_________________________________________

Już wiem czemuż jestem jak ten flak. Bo śpię ponad umiar. Bo pełna stabilizacja i zero nerwów. Ha! Czyli trzeba na ostre zimno i do kopania kartofli. Umorduję się to i może nabiorę ochoty na życie…

1

A jak mowa o spaniu to tutaj uważam się za mistrzynię świata. Może nie w długości tylko w sprawności wyłączania się z obiegu w każdej chwili i gdzie bądź. Jest to szczególnie pomocne w podróżach. Znam tabuny koleżanek, które nie mogą spać w obcym miejscu i w nieznanym łóżku (Boszsze, ile tu zarazków!). Albo takie co to ich stresuje księżyc w pełni lub szmery za ścianą. I potem katują się bezsennością choćby naliczyły 3 miliony baranów. Ja mogę zachrapać na stojąco lub skulona niczym precel. Miejsce odlotu jest dowolne i nie musi kojarzyć się z sypialnią. Mogą nawet ryczeć murzyńskie tam-tamy i ringowa walka braci Kliczko kontra wszyscy mulaci wszechczasów. No tak już mam.

Kiedyś za młodości (rok temu, wiadomo) to jeszcze potrafiłam kimnąć się w minutach i budziłam się jak nowonarodzona. Coś mi w środku eksplodowało i robiło się tak raptem gorąco. Może jakie hormony wściekłości? Bo potem to latałam jak szerszeń. Teraz to już muszę trochę dłużej. Ale czas mierzymy od kwadransa w górę.

Wiecie, ten dziad z góry coś zaczyna na mnie łypać ciekawskim oczkiem.

No to może teraz parę moich „hardcorowych wyczynów”.

Kiedy rodziłam moje pierwsze dziecię byłam nikomu nie znaną gówniarą. Bez znajomości i biedna jak mysza kościelna (chyba większość tak ma). Więc wszechmodzący Pan Ordynator miał mnie głęboko głębiusieńko i wylądowałam w olbrzymiej sali przedporodowej. Nie narzekałam bo lubię baby i harmider mi nie przeszkadzał. Plotkowałyśmy gdzieś tak w dziesiątkę, albo i lepiej. Apogeum nastąpił jednak w niedzielne przedpołudnie. Wszelkie możliwe ciocie, babcie i pociotki zwaliły się do łóżek przyszłych mamusiek. I dawaj rechotać bez umiaru, piszczeć i porykiwać. Sala była na podobieństwo dworca. I brakowało tylko parowoza o imieniu Misiek. Bo tak jakoś nie przyszedł w tych godzinach. Mój chłop był zawsze inny od innych.

5

No i mi się zasnęło… W tym hałasie i przy rubasznym pohukiwaniu wujka Zenka Jadźka ale ty masz bęben!

Było to tak nienaturalne i nie mieszczące się w głowie, że zatroskano się czy aby nic mi się nie stało. Dobudziła mnie jakaś siwiuteńka babinka :  Córuniu, czy ty jesteś zdrowa?

Odpowiedz zostawiam do rozstrzygnięcia szanownemu konsylium…

Kolega dłubie w nosie. Aczkolwiek z życzliwością…

 

A teraz dżez pod tytułem – alienacja kolejowa. Bo jakiś czas temu byłam zapalonym klientem PKP. Bo było wygodniej niż tłuc się autem. No i taniej (wtedy). Zresztą nie będę szpanować bez sęsu – o sensownym samochodzie i to własnym mogłam dopiero pomarzyć. I tak se ujeżdżałam w te i nazad. Trochę do pracy a trochę do szkół.

3

Czy znacie takie uczucie siada przed wami facet?  Nie za ciekawy aby żywiej zabiło serducho ale taki jakiś wkurwiający typ. Niby spogląda spod oczka, trochę lustruje bez sensu. Ale na tyle czujemy się bezpieczne, że nie… to niemożliwe żeby zbokol. Więc co robi szybciutko Stefa? Zasypia na oczach zdumionego faceta. I to snem ekspresowym. Takim na dzięcioła. Czyli łepek w dół, dziobek półotwarty. Czas wszystkiego to milisekundy. Stefa podnosi zaspane oczęta i widzi przed sobą twarz nie kryjącą szoku. Nawet się nie krył Obserwant Jeden! Chyba widział takie cusik pierwszy raz. A Stefa wzdychła sobie tylko głębiej i zadowolona dokończyła gazetkę. Bo wyspana.

Pewnie facet zaliczył te zdarzenie do bardzo bliskich spotkań z obcą cywilizacją.

Tak szybciej marsjańską.

Jakoś tak niby twórczo spoziera na klawiaturę ale zaczyna coś mocno trzeć oczęta… Jeżżżuuu!… Ziewa!

 

Te wszystkie talenta spalnicze są i owszem i przydają się w podbramkowych sytuacjach ale jest jedno małe „ale”. Bo na cholerę mi nocne czuwanie? Tak rozumiem – żeby się nie spóźniać do roboty. Bo pisałam chyba już o mym budziku w brzuchu? Przypominam, że wielokrotnie budzę się równiutko przed porannym dryndaniem. I sobie gaszę dzynksik z satysfakcją, że ubiegłam czasoodmierzacz.

I mam teraz problem z przesunięciem czasu. Bo na hugo ktoś takie przesuwanki wymyślił?! Ja się tylko pytam grzecznie… Jak na razie budzę się równo godzinę przed czasem i leżę bez sensu. Ni to męczyć Miśka porannie, a chłopina zamęczony wyborami czy liczyć tę owczarnię. Strata czasu słowem.

Bo prosto było przesunąć wskazówki budzika ale co z moimi flakami? Gdzie te pokrętło znaleźć?!

I bardzo proszę mi tu bez wulgarnych podpowiedzi gdzie zamek i jaki klucz pasuje…

Moja Gerda jak na razie ledwo dycha. No ale już po wyborach damy radę z Master Key.    Nie takie historie mamy za sobą z tytanową wkładką bębenkową.

Łeee… obibok pochrapuje, że tynk z sufitu leci! Skurczybyk cholerny! Obrócił się plecami i rżnie na pile…

No to kończę. Bez niego to mogę tylko napisać:

 

Ala ma kota lub Mam Was w dupie stare trupy.

Eh, nawet się nie rymuje.

Bez sęsu…

Przepraszamy, ale komentarze są obecnie wyłączone.