www.stefadurna.pl
www.stefadurna.pl header image 2

LEONCIO

30 lipca, 2010 Wpisane w RÓŻNISTE

No ale jak Mi się wzięło na wspominki to może teraz o drugim Dziadziuniu.

Sami widzicie, że generalnie to przecież daleko mi do złośliwości wrednej. Ale tak jakoś inaczej wychodzi z tymi moimi protoplastami. I nie żebym coś tam brzydkiego bruździła we własne gniazdo… Ale Ten to też był niewąski wygibus. Tyle, że wielkopolski.

moja wioska

Najpierw może jak szedł na wojnę w 45. Ambitnie – tak z trzy miesiące. No i koniec końców nie zaszczycił swoją obecnością armii Berlinga. No i dobrze bo po co miała spaczać go jeszcze wojna? Ale był powód do cichych podśmichujek, że żołnierz na pohybel.

Hrabia Turno

A pochodził z wielodzietnej rodziny. Takiej „typowo” hrabiowskiej. Bo pradziadek powoził końmi Panu hrabiemu i byłby wsiowym chudopachołkiem bez świadomości gdyby nie uczestnictwo w powstaniu wielkopolskim. Wyedukowany i zarażony świeżymi ideami wrócił do pałacu po czym złamał na kolanie bacik i wypiął się na służbę. Że On jest teraz wielki Polak i nie będzie obwoził hrabiowskiej dupy. I całą tę dumę przekazał swym licznym dzieciom, w tym szczególnie naszemu tytułowemu Leosiowi.

Stąd tenże był patriotą i wrodzonym Inteligentem. Choć początkowo od dojenia krów i ciężkiej pracy na roli. Bo takie były zaczątki kariery zawodowej u Niemców. A potem już powojennie zrobił papiery młynarza i wiódł znośny żywot pośród miałkiej mąki.

Ale warto wspomnieć, że miał ambicje polityczne i bawił się w agitację a pro-po powstających PGR-ów. Stąd na ten przykład wsiadał na rower i objeżdżał okolicznych gospodarzy. Tradycje rolnicze w tym rejonie są znane chyba wszystkim więc nikogo nie powinna dziwić zbiorowa reakcja i lima wielkości sporych renklod plus zdewastowany bicykl. Więc Dziadzio został szybciuteńko wyleczony z urojeń.

No ale historię znamy wszyscy więc wiemy, że jedno obicie mordy nie powstrzymało jednak pędu do uszczęśliwiania mas szerokich. PGR-y niestety powstały i wtedy to nastał okres pełen szczęśliwości i dobrobytu… Do dziś pamiętam biedę dziadków i ogólne kombinactwo. To była wieś – więc jak ktoś chciał jeść to musiał sam zadbać o garmażerkę i ogród. No ale trzeba było czymś paść ten drób i świnki. No więc zaradny Dziadek kradł na potęgę. Poczynając od zboża po prąd z młyna. Nawet nie miał wyrzutów sumienia bo prądnicę napędzała przecież darmowa woda z rzeki a ta jedna aktówka zboża to kto to zauważył jak całe hałdy się marnowały?

zakręt dzieciństwa

Fakt „zaradności” (eufemistycznie powiedziawszy) nie należy aż do tak dużych przewinień w moim kodeksie etycznym. Gorzej już było z traktowaniem Babci i dzieci. Bo Dziadek był Hrabiczem. Takim co NIC nie robił w obejściu bo miał od tego Kazię. Ta rodziła dzieci i dbała o dom. I biada jak był niesmaczny obiad na stole. Obowiązkowo była poobiednia drzemka potem litr zsiadłego mleka i czytanie do późnych godzin nocnych. Bo dziadek był nałogowym czytaczem.

Głównym meblem w pokoju była biblioteczka po sufit. Obfitowała w literaturę socjalistyczną, detektywistyczną i książki przygodowe dla dzieci. Tu na moment szacun – bo co Ja skorzystałam to Moje. Plus wszelaka możliwa gazetomania. Kupował po prostu wszystko jak leci.

były pijawki, ślimaki i inne kochane świństwa

Poza tym był oschły bez cienia serdeczności. Nie przypominam sobie żeby kiedykolwiek w życiu przytulił któregoś z wnuków czy prawnuków. Baliśmy się Go jak ognia. Gonił wszystkich z młyna. Osobiście miałam zaszczyt być tam może z parę razy i to raz szczególnie, że była jakaś awaria i trzeba było wejść w trzewia jakiejś piwnicznej i mielącej maszynerii. Jako etatowy chudzielec musiałam przeciskać się niczym piskorz. Już chyba wspominałam o moim panicznym lęku w ciemnościach? I tak nie był w stanie przebić strachu przed moim Młynarzem.

Po drugie – mam za złe, że nie szanował Babci. Tej Mojej niespotykanie spokojnej. Tej co ma iść prosto do nieba za dobroć.

Kiedy był młodszy to jako przystojniak nie był wzorem wierności. Potem jeszcze popijał zdrowo. Jedynym plusem było to, że to właśnie alkohol łagodził mu obyczaje. Gadał wtedy z uśmiechem na ustach i można było zobaczyć choć cień zainteresowania innymi.

Młyn stał kawał drogi za wsią więc cały chowany zwierzyniec dziczał i zachowywał się właśnie jak spod lasu. Więc wyżeł polował amatorsko i przynosił kuny czy zające. Indory atakowały znienacka i uwielbiały przesiadywać na jabłonce. Kury zwiewały na zagony i znosiły jajka w kapuście. A na podwórzu królował… niebezpieczny Kogut. Nie wiem o co tu chodziło ale jaki by nie był to każdy dostawał schizy. No i atakował wszystko co się rusza. Dziobał nawet Babkę Żywicielkę.

I patrzcie, mówi się, że dzieci i zwierzęta znają się na ludziach. Pies jak i kogut czuli respekt tylko przed Dziadkiem. Który nigdy nie musiał nawet podnosić głosu. I zaznaczę, że nie stosował nigdy przemocy fizycznej.

No, może do czasu.

Bo reakcja Dziadkowa była błyskawiczna gdy Kogut poważył się na moją małą siostrę. Tylko zdążył rozorać jej twarz a już Dziadek złapał stwora i w locie ukręcił mu łepek… A tak, z nerwów…

woda zawsze łupała po kościach

No ale końcówka życia Leoncia byłą zgodna z powiedzeniem że nierychliwa ale sprawiedliwa…

To właśnie wtedy dostał tę przyjazną ksywę od ukochanych wnuczków. Bo Leoncio z roku na rok marniał na umyśle. Bo na ciele to absolutnie – dalej mógł pożerać kiełbasę i popijać śmietaną.

Włączył się Alzhaimer i były zmiany w osobowości. Czy spodziewaliście się jakiejś dobroci choć na koniec żywota? Nic obłędniejszego.

Kłócił się z sąsiadami i złośliwie szczypał dzieci. Babcię wyzywał i podejrzewał o zdradę(!). Żeby było ciekawiej to na cmentarzu. No bo po co Ona tam tak często chodzi?

Na koniec nie poznawał nikogo. O czytaniu i jakichkolwiek zainteresowaniach zapomnij.

Babcia miała trzy światy – ale była już przecież przyzwyczajona.

Oczywiście zamiłowanie do trunków pozostało, a jakże. Teraz to wnuki targały opitego  dziadziunia z imprez. Kuzajowi nawet oberwał rękaw koszuli ratując się przed klasycznym orłem chodnikowym. Nazajutrz kazał uszyć sobie przepaskę pirata na granatowe limo i wszystkim wpierał, że to niby o kredens.

kawałek młyna z 1924

Najlepsze, że doszliśmy po rozum do głowy, że strach było zapraszać Dziadka na jakiekolwiek imprezy zakrapiane. Bo do końca mógł przepić niejednego.

Bo przecież co wypił to zapomniał… Każdy następny kieliszek był jak ten pierwszy.

No to może będę kończyć te story pod tytułem Milusińscy w domu i zagrodzie

Babcia kochała Go do końca.

___________________________________

I proszę mi tu nie pisać, że dorobił się wdzięcznej i sympatycznej wnuczki co go tu tak pięknie obsmarowała…

Wpisz komentarz