600 – LECIE (więc trza być)
15 lipca, 2010 Wpisane w RÓŻNISTEStefę już gryzą w dupę mrówki z nudów więc w ten cały żar i spiekotę zasuwa na Grunwald. Gdzie oczekuje mrożących krew scen bitewnych z kwikiem przerażonych koni, szczękiem nagich mieczy i rzeką krwi. Jako bezosobowy widz będzie pstrykać foty, zażerać się udźcem z dzika lub ewentualnie nakupuje łuków czy innych kusz. Nie wspomnę o wisiorach z rzemieni czy pantoflach średniowiecznych – jak to baba…
Mieliśmy bardzo ambitne plany poszyć stroje okolicznościowe – ale zbrakło czasu i nie mogliśmy się zdecydować na stronę konfliktu. Bo Ja to chciałam styl litewski a Mihu upierał się coś na linię Von Jungingen.
Że niby w tonacji czarno-białej mu lepiej no i krzyże wyszczuplają…
Chłopak mnie załamał. Ręce mi opadły… I jak tu z takim spać?!
Nie byłabym sobą gdybym nie opowiedziała Wam przy okazji o jedynej inscenizacji w której uczestniczyliśmy na żywo i gorąco. Bo niedaleczko Nas i to cyklicznie odbywa się show średniowieczne pt. Na Kupieckim Szlaku. A konkretnie w maleńkim Reczu.
Zawsze jest mnóstwo straganów. Popisują się piekarze, kowale, pamiątkarze i stolarze.
Czyli mnóstwo wyrobów własnych i wyjątkowo nie z krainy skośnookich made in China.
Zaangażowanych jest wielu lokalnych patriotów. Przebierają się wszyscy włącznie z władzami i najmłodszymi. Sprzedawczyki stawiają sobie za honor wyglądać mieszczańsko czyli dostatnio.
Misiek poszedł po najmniejszej linii oporu i zadzwonił z prośbą do naszego kolegi z teatru. Tenże nie omieszkał poszperać w swych przepastnych szafach i przysłał ogromną pakę.
No i z mojego stroju to były nici bo kolega przysłał kreację w stylu Julia Capuletti na balkonie wieczorową porą. Piękną – tyle że rozmiar 36. Czyli mi tak na jedną nogę. Bo On tak na oko. Ale nie powiem – zapunktował ostro – bo nie chciałabym być w jego skórze gdyby tak przysłał za-ogromniastą… Mógłby jednak stracić te oko.
Musiałam szyć sama.
Ale co do Miśka to pękałam z dumy. Wyglądał jak Kupiec do kwadratu. Koszula koronkowa, gacie pufki, wypasiona peleryna z szamerunkiem (nawet Zorro by zazdrościł!) no i te buty! Ale jakie! Skórka, obcasik i klamerki metalowe. No i ten inicjał w środku!
Uwaga – można wstrzymać oddech!!!
… Fronczewski(!)….
.
Nawet nie podejrzewałam, że Pan Piotr ma Takie duże podolskie stópki…
Miśkowi pasowały jak ulał…
_____________________________
no nie mogę Wam jednak walnąć tutaj foty mojego Miszcza (ma się te zasady)
ale spróbujcie sobie wyobrazić ten szczwany wzrok spod beretu wielkości koła młyńskiego i tłuste paluchy z sygnetem przebierające w mieszku z dukatami…
no i te „zgrabne” łydki w podkasanych pufkach, khe, khe…
bo Ja to normalnie – grałam Dziewicę Orleańską