www.stefadurna.pl
www.stefadurna.pl header image 2

MARMARIS

14 lipca, 2010 Wpisane w FOTO-KOMIKSY

ciąg dalszy wspomnień rodyjskich póki pamiętam…

Gwiazda Statkowa

Po paru dniach zapoznawania się z greckimi klimatami zadecydowałam, że popłyniemy do Turcji. Bo to tylko 15 kilometrów, inny kontynent, fajne zakupy i w ogóle jak tu nie jechać…

Zapisałam Nas i basta! Wyjątkowo bez mężowskiej konsultacji bo według niego to brudasy i nożowniki. Jeszcze by jego piękne gwiazdy porwali bądź w najlepszym razie wymacali.

Bo przecież durnie na baby skoro ich chodzą całe okutane w barchany!

Czyli znów coś namieszane w łebku – nie tylko homo ale turkofob. I to bez powodu.

same suche skały

Ale bał się Nas puścić same więc z kwaśną miną łaskawie pojechał…

Wypłynęliśmy promem raniutko i po 2,5 godzinie byliśmy w ślicznym Marmaris.

Marmaris Turcja

No i co się okazało? Streszczę to dosadnie za Miśkiem:

– Na h…j Oni /Turcy/ szukają szczęścia w Europie skoro mają tutaj tak pięknie i dostatnio?

Nie wiemy czy to tylko ten nadmorski port ale wrażenie piorunujące. Czyli czysto, ślicznie i ekskluzywnie! Do tego typowy naród handlarzy. Nadprodukcja w czystym wydaniu.

W sklepach pełniutko – czyli mydło i powidło. Od podróbek toreb, zegarków, obuwia aż po zbroje rycerskie. Oczywiście od razu widzieliśmy jakiegoś napalonego turystę jak taszczy te dwumetrowe żelastwo do samolotu na bagaż podręczny…

tureckie faje

Wszyscy mówiący w każdym języku świata. Nas najczęściej brano za Rosjan. Może dlatego, że młodsi z małym dzieckiem? Że niby na dorobku… nowobogaccy.

Ale od razu sprawnie przechodzili na polskie jak sie masz?

Mieliśmy nawet pytania szczegółowe: Do you know who is a Dudek?

Te pytanka ucinałam krótkim – I hate football!

Przez co podejrzewam, że szybko klasyfikowali mnie jako turystka-debil

bazar turecki

Zaczepiali ze wszystkich sił. Byle wciągnąć do sklepu. Przyznam, że nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Te chodzenie w krok-krok. Nagabywanie a przede wszystkim targowanie. Bo generalnie brak wywieszonych cen. Musisz pytać i negocjować. Nie znając realiów (jaka ta cena mniej więcej powinna być) i będąc mocno zażenowanym aranżowanymi scenami (ostre wywracanie białek plus gestykulacja) byliśmy szczerze… nieszczęśliwymi.

Marmaris palmowaty

Najmilej wspominamy maleńki sklep ze słodkościami i lekami. Większość wyrób własny. Poznaliśmy nawet fotograficznie tatusia właściciela sklepu, który oczywiście jest good doctor.  Było sadzanie na mini stołeczkach i goszczenie różnymi herbatkami w czareczkach. Że to dobre na brzuch, to na migrenę a Ta to dopiero jest super dla facetów. I tu porozumiewawczy błysk w oku. Misiek tylko machał rękoma, że On jeszcze nie potrzebuje…

Ale na chrapanie to mu już sama kazałam wychlać nawet moją porcję.

No i potem niestety nastąpił moment degustacji czarownych słodkości!

Niech Ich Tam Coś znanego Strzeli! O cukiernictwie to nie mają nawet bladego pojęcia. Zresztą niezadługo zwiedzaliśmy takąż fabrykę więc widzieliśmy te kadzie z odparowywującą co najmniej 6 godzin masą karmelu, orzeszków i tony miodu. Po prostu cukier w cukrze. I dodatkowo oblepiony pudrem. Taki ulepek, że wprost zęby wykręca!

W porównaniu to nasze zwykłe mordoklejki czy landrynki to rarytas. Co prawda kupiliśmy małe pudełeczko tych „cudów” na drogę ale kiepsko widzę, żeby zeszły do Sylwestra…

Mihu kupił wszystkie i muszę teraz odstawiać taniec brzucha

Oczywiście będąc w Takim kraju nie sposób odmówić sobie kebaba. Zamówiliśmy więc anatolijskiego. I bardzo się zdziwiliśmy bo o chrupiącym chlebku to zapomnij.

Zastąpił go rozgrzany do czerwoności gliniany garnek plus kopycha. A w środku różne mięska w pysznym i aromatycznie przyprawionym sosiku.

pychota

Nowością dla Nas była serwowana przed daniem głównym przystawka w postaci talerza pyszności. Kelner widząc nasza konsternację czy czekać czy jednak się rzucać zachęcał Nas gestykulując: – Ciam, Ciam!… Więc się zażeraliśmy.

kobierzec nieco dziwny

Dla bezpieczeństwa (żeby toto coś zjadło) Gwiazda zażyczyła sobie pospolitą pizzę margharitę. Czyli w Naszej krainie – ser, pomidor i szynka.

A u Nich bez tego ostatniego – bo wiadomo. No ale był przyczynek aby tłumaczyć dziecku, że tu o wieprzowinie to zapomnij. Natomiast kotów to tu ogrom.

turecki rudy - rasa fotelowiec

Mam tylko nadzieję, że niekonsumpcyjnych bo ten gulasz mięsny był taki dobry…

następny piękniś - Ramzes bladolicy

Co do uroku własnego i tej całej „urody” to TAKICH chyba nie ma nigdzie.

Koty nie są chyba ich mocną stroną…

.

Ale wymiatają na pewno w temacie wyprawiania skór.

Jak widać używają zwierząt różnych i niekoniecznie turecko-kocich.

Bo panuje tutaj wszechobecny kult bogactwa. Czyli droga biżuteria i prawdziwa skóra.

Ja z moją żółtą plażową i do tego plastikową torbą (Biedronka -15 zeta) budziłam uśmieszki politowania. Nie wspomnę o plastikowych klapeczkach i „naszyjniku” ze sznurka.

tak po prawdzie to okrucieństwo

A zawieziono Nas do takiej jednej fabryki skór. Czyli wieszaki po horyzont i tysiące fasonów.

Zapobiegawczo zostawiłam swoją cudną torbę w autobusie. No bo po cóż miałam narażać obsługę na atak serca?

A ponieważ skóry nawet te najlepiej uszyte i wyprawione robią na mnie wrażenie niczym pingwinom rowery więc spoko. Czyli cha, cha-cha… i wyszliśmy z ulgą.

Ale szok totalny opanował moje małe dziecię. Bo to był jej pierwszy pokaz mody.

Z muzyką, wybiegiem, światłami i ślicznymi modelkami. Tak bym nawet stwierdziła, że Misiek to podziwiał głównie nogi do nieba a nie jakieś tam skórzane kufajki…

No ale Gwiazda była wniebowzięta.

Czyli rozdziawiona gęba i szczere oklaski małymi rączynami.

tany polsko-tureckie /Sobieski przewraca się w grobie/

Szczęście dopełnił poproszony z publiczności na wybieg taki jeden fajny dziadek. Czuł się mocno wyluzowany w kapeluszu i kowbojskich pludrach z gołą rzycią.

Nasza mała zaśmiewała się do łez : – Mama, mamaa! Ten Pan ma goły tyłek! Wierząc że to polska zdrowa dupa zamiast różowej gumy. Przyznaję, że numer był przyziemny czy pospolity ale… chwytliwy. Śmialiśmy się wszyscy. To trzeba im przyznać na plus – potrafią się sprzedać. I nawiązać kontakt z publiką.

turecki the end

Może będę jednak kończyć.

Co do zakwefionych tureckich kobiet to nie widzieliśmy ani jednej. Powtarzam – ani jednej w czarczafie czy innej chuście. Fakt, że przeważali faceci i to brązowoocy bruneci.

Ale tacy jacyś wcale nie w moim typie.

Zresztą chude to takie jakieś było… Zdecydowanie nie mój gust…

_______________________________

Ponieważ Misiek to biznesmen pełną gębą to tak jakoś szybko po powrocie przychodzą Ci do Niego Turcy. Najprawdziwsi. Że niby chcą zakładać kebab w naszej mieścinie. Jeden mówiący dość dobrze po polsku drugi tylko milczący. Na biurku w punkcie centralnym leży Miśkowa zapalniczka. Taka turecka z okiem Allaha na szczęście.

Misiek chwali się, że kupił U Nich. Kiwają głowami porozumiewawczo.

Oczywiście nie przeszkodziło to Miśkowi skroić ich dwie stówki więcej.

A tak, za te „owocne” (przepłaciliśmy na 100%)  handle tureckie i żeby te ich kebaby były „śmaczne”…

.

Tak to pierdołowaty Polak mści się w kraju własnym.

Wpisz komentarz