www.stefadurna.pl
www.stefadurna.pl header image 2

HERBACIARNIA

10 marca, 2010 Wpisane w RÓŻNISTE

Człowiek ze wsi i wynudzony to i szuka se atrakcji…

Laja

Bo będąc w szerokim świecie nie omieszkaliśmy nawiedzić jaskini pełnej oparów dziwnych. Przeważało towarzystwo wybitnie młodzieżowe i nagminnie obściskujące się po kątach. Większość jarała szisze. Niektórzy to chyba jednak coś innego niż para wodna.

Oczywiście Misiek dojrzał w kącie przytulonych młodzieniaszków. Leżeli na japońskim podeście w serdecznym uścisku, popijając se czaj z mini czarek. Były czułe pocałunki po szyi i maślanka w oczach. Więcej już nie dojrzałam w zalegających ciemnościach. Niestety…

A że ten to ma te oko wyczulone! Ale wiadomo nie od dziś, że chłopak ma nosa. Podskórnie wyczuwa inność. Znaczy się inną niż jego.

Cieszyńskie piwnice

Sama obsługa to też jakaś taka dziwnowata. Chłopaczki 45 kilo żywej wagi, powłóczyste ruchy i apaszki na szyjach. Ale trzeba przyznać, że bardzo mili. Wiadomo „klient Twój Pań!”. Doradzili wsiokom na ten przykład jak pić tę Cejrowską yerba mate. Bo wiecie, Wojtek reklamuje i pokazuje telewizyjnie jak brać się za ten temat. Natomiast sama herbata ma rodowód typowo indiański.

Wineto'u yerba

I do dziś nie wiadomo który to taki mądry komancz wymyślił takie gówno. Przepraszam za porównanie ale trudno określić lepiej tę więzienną harę.

Oczywiście żeby zadziwić ćwoków, wszystko ma swoją wystudiowaną oprawę. Jakieś naczynka z bulwiastej tykwy i bombile a’la durszlak. Coby nie zasiorbnąć tego zmielonego siana.

Misiek to określił konkretnie – SMAK ŁĄKI. Czyli wszystkie możliwe suszone śmieci – z przewagą pokrzyw i piołunu. Czyli już czaicie jakie dobre. Nie pomagał cukier trzcinowy ani popijanie czystą wodą. Bo Misiek wydudlał cały dzbanek. Duszkiem, po pierwszym łyku cudownej indiańskiej mikstury.

Żeby było ciekawiej to te kozie bobki w miseczkach to orzeszki wasabi i mieszanka japońska. Nie dość, że żołądek wywracał się od „herbatki” to jeszcze poprawiliśmy efekt smakiem piekącego chrzanu. Całości dopełniły ciasteczka (chyba?) wyglancowane lakierem bezbarwnym. Tak mocno chrzęściło, że Misiek wprost bał się o swoje zastępcze uzębienie.

nie próbowałam jeszcze

Może teraz podsumuję tę wizytę.

Było tak smacznie i dziwnie, że ledwo żywi wygramoliliśmy się schodowo z tej głębokiej piwnicy. Dodatkowo zataczając się ze śmiechu.

Uratowało Nas tylko pał litra śliwowiczki (45%).

Szczęściem wypitej przed uroczą wizytą. Jakby Nas coś tkło…

Wpisz komentarz