AVATAR
29 stycznia, 2010 Wpisane w RÓŻNISTEMoże zacznę od wspomnień, jak to Ja.
Bo jako młode dziewczę (czyli mezozoik temu) nawiedzając Warszawę ugoszczono Nas widowiskiem w kinie Stolica. Puszczono radziecki film. Nic dziwnego w tamtych czasach gdyby nie to, że był zrobiony najnowszą techniką stroboskopową. Czyli dwie kamery w rozstawieniu podobnym do ludzkich źrenic rejestrujące całość zdarzeń. W wyniku tego, po założeniu śmiesznych tekturowych okularków (dwa kolorki plastików ocznych) i wgapieniu się w ekran uzyskiwało się efekt trójwymiaru. Tak informacyjnie – to bez okularów efekt był opłakany. Tak jak dzisiaj Ja bez okularów – czyli „mów mi co pod nogami…”
I tak to do dziś pamiętam jak skośnooki kałmuk (ichni Bradzio Pituś) rzucał w widownię garścią forsy czy strzelał z bata. Słychać było krzyki grozy i nagminne były uchyłki przed ciosami. No i co z tego wynikło na przyszłość? Ano Cameron musiał siedzieć w ostatnim rzędzie z rozdziawioną gębą i śmiesznie przekrzywionymi binoklami.
No i zrobił ten swój film. Naszpikowany efektami specjalnymi. Z niebieskimi aktorami w rolach głównych. Z nieziemską przyrodą i nieludzkimi maszynami. Niecodzienny i taki nierealny.
Słowem Fajny… ale bata nie ściągnął…