No i po wakacjach – Hel wspomnieniowo
27 października, 2024 Wpisane w RÓŻNISTENie ulega wątpliwości… już po cieple i wakacjach. Dla mnie wrzesień i październik to szczyt w robocie więc nawet nie wiem kiedy minęły. Tym bardziej zaciera się co dobrego latem więc wspomnieniowo podsumuję cóż nowego wynikło w wakacje anno domini 2024.
Nie miałam urlopu więc ciężko było coś wydziergać.
Ale Hel pod bokiem, czytaj blisko, więc i tam padł wybór.
Głównie dzięki Atenie, która truła mi o eskapadzie dobry rok.
Myślę, że półwysep jest tak specyficzny, że nieporównany do niczego w kraju.
Mnie zachwyca dziewiczość. Głównie wymuszona.
Bo jest tu tak wąsko (dzięki Ci Boziu!), że za cholerę nie da się tu
zabudować brzegu i wprowadzić cywilizację.
Plany miałyśmy ambitne bo była mowa o zdobyciu kosy helskiej na pieszo.
Konkretnie brzegiem Bałtyku a nie wzdłuż zatoki. Czyli tak bardziej na zawietrznej.
Myślę, że Atena mogłaby łyknąć kosę w dwa dni (37 kilosów) ale zlitowała się nad moją kondycją (a raczej niekondycją) i plan rozciągnął się na „pożyjemy, zobaczymy”.
Zresztą ambitny plan miał przerwy jak poniżej, bo przecież człowiek nie żyje tylko ambicjami…
I to jest dobre podejście moim zdaniem, bo nie wszystko da się przewidzieć. No bo kto by pomyślał, że nie ukończymy odcinka w pobliżu Chałup (środek nagusów) bo rozpęta się mega burza?
I jaki to fajny widok jak widzisz zmykające gołe tyłki wśród blasku piorunów 🙂
Tutaj nadmienię pierwszą nową atrakcję w te wakacje – GOLASY. A tak się zapierałam, że brońCięPanieBoziu żebym Ja na plaży nietekstylnych.
Drugą atrakcją było moje odwieczne marzenie czyli zaliczenie spania na plaży.
Ponieważ jestem strachajłą to kwadratu, to zawsze były względy bezpieczeństwa.
No bo jak samej kobiecie? I tak dalej.
Z Ateną nie było problemu, i z nią to Ja mogę do piekła.
Czyli był ten piękny zachód słońca, szum fal i szybki odlot (Ja styrana kilometrami, Atena %?)
No było tak jak sobie to wymarzyłam. Pełen romantyzm i pełna bajera… no gdyby nie…
… proza życia o poranku.
Bo obeszło Nas dokumentnie jakieś robactwo. Na mnie nie zrobiło to jakiegoś ogromnego wrażenia ale Atena z obrzydzeniem i ulgą zwiała szybciutko z plaży.
Tak jak już pisałam – wszystkiego nie przewidzisz, no cóż… 🙂
I teraz trzecia atrakcja wakacyjna. I to wszystko dzięki towarzystwu młodych ludzi, którzy mają jednak z u p e ł n i e inne (że tak powiem) możliwości.
Po pierwsze pokazali i wgrali mi rewelacyjną apkę do eksploracji kosmosu – Stellarium.
No oszalałam!
AI pokazuje na niebie, w realu wszelkie możliwe gwiazdozbiory, planety czy mgławice. Z opisem, powiększeniem, dodatkowymi ciekawostkami. Nie trzeba ciągać się jak kiedyś z mapami.
A wszystko w oparach buszka jednego jedynego 😉 Bo to też sobie obiecałam spróbować.
Bo jak nie teraz to kiedy?
Oczywiście bałam się i skromnie, tylko z dwa razy zaciągnęłam opar magiczny.
Gwoli historii wspomnę tylko, że Atena należy do zajadłych wrogów tego rodzaju eksperymentów i trochę się awanturowała (dzięki namiotowi nie mogła pierdolnąć protestacyjnie drzwiami) ale… w końcu przystała, że mnie popilnuje w razie co.
Nie miałam pojęcia co to przyniesie w praktyce więc nawet zrobiłam testy czy siadła mi może zdolność mózgowa. Ale spoko, porozwiązywałam przed zaśnięciem ulubione gry logiczne i różnic nie widzę.
Obiecane wyciszenie i spokój absolutnie nie przyszedł. Ale myślę, że głównie dlatego, że mam tego w nadmiarze na codzień. Więc może nie można już być bardziej spokojnym?
Aczkolwiek później było dziwnie. Tak z tydzień przejaśniło mi się nagle w głowie. Tak jakbym dostała kopa. Może to wyparowała ta, jeszcze mgła pocovidowa? No nie wiem. Nie znam się i nie zamierzam testować dalej… bo a nóż mi się spodoba? Cha… cha.
No to by było na tyle wakacyjnych atrakcji anno domini 2024.
The end