SZCZEPIENIE COVID
27 października, 2024 Wpisane w RÓŻNISTEPrzypadkowo wyświetliło mi się, że przyszły szczepionki do Polski (300 tysięcy) i że nie ma problemu, można internetowo przez IKP zapisać się i wuala. Były do wyboru godziny (wejście co 5 minut) oraz lokalizacja (przychodnie, apteki). Urzekła mnie organizacja oraz zachęcił (nie ukrywam) wyraz „darmowe”. Przechodziłam 3 razy covid i wiem z autopsji, że nie przelewki. Mój ostatni covid był w trakcie pobytu w sanatorium i chyba udało się w miarę lekko przejść tylko dlatego, że borowinka plus inhalacje solne pomogły. Ale ja nie o tym. Chcę opisać pierwszy dzień szczepień w praktyce bo miało być pięknie, szybko i profesjonalnie.
Określę to może jako zderzenie ze ścianą. Konkretnie ścianą zdesperowanych, roszczeniowych, zmęczonych, sfrustrowanych, nie mogących czekać itd… (mogę długo) seniorów płci obojga. Grupa siwych i zdawałoby się mających czas Dziadulków, którzy nabuzowani bronili drzwi do pielęgniarki własną piersią i językiem. Wyszli z założenia, że skoro mają ustną informację z dnia poprzedniego z rejestracji, że nie trzeba się nigdzie umawiać ale można sobie przyjść i dostać szczepienie, to… są na prawie. Nie przemawiały logiczne sugestie, że jest system, że umówione konkretne godziny – Oni nie wpuszczą bo… są schorowani, potrzebujący i czekają od rana. I kto to widział żeby musieli się znać na Internecie bo oni nie umieją (tutaj mają trochę racji). No awantura na całego. Wyzwiska, nerwy, krzyki przeszkadzające w pracy 3 uwijającym się pielęgniarkom. A trzeba przyznać, że raz po raz wychodzą i starają się opanować chaos i wpuścić najpierw zapisanych na godziny. Dochodzi jednak do fizycznych przepychanek i np. po wezwaniu dajmy na to Pana Mietka do gabinetu wciska się jednak jakaś nabuzowana i siwowłosa. I twierdzi, że sorry ale Ona nie wyjdzie!
Ja oczywiście patrzę na to rozbawiona i zadziwiona. No ludzie poszaleli!
Pada nawet propozycja aby wchodzić na zakładkę ale atmosfera tylko nabrzmiewa niczym niewygasły wulkan. Punktem zapalnym jest staruszeczka chyba stuletnia, która ledwo żyje w tym zamieszaniu. Dzielny Pan, nazwijmy go Stasiem, wylewając swoje prywatne frustracje krzyczy na całą Przychodnię – Ludzie co wy robicie?! Nie wpuścicie tej staruszki? Kto to widział?! I piekli się na całego. Pielęgniarka (szacun) wychodzi i stara się usadzić na moment rzeczoną Babcię i zapewnia, że za moment ją obsłuży. Dzielny Stasiu dalej wrzeszczy – Co to za pielęgniarka?! Takiej to pracować na bazarze a nie w przychodni!…
Tutaj otwierają się jednak drzwi i widać, że pielęgniarce puszczają nerwy. Ale dalej szacun bo jednak nie używa słów uważanych powszechnie za obraźliwe. Ja bym chyba jednak nie dała rady.
No i tak co moment. Skrócę tę opowieść bo jednak udaje mi się być w środku. Minuta i po zastrzyku. Z rozmów które wyłapuję między pielęgniarkami słyszę, że jest sto szczepionek. Myślę – no to spoko, przecież wszyscy za drzwiami ją dostaną. Ale halo… jest haczyk! Sto szczepionek ale na tydzień. Taki przydział. Nie mają pojęcia czy i kiedy dostaną więcej.
Acha… no to radziłabym aby te info jednak nie wypłynęło poza drzwi gabinetu. Oczywiście Ja nie pisnęłam nawet słówka, żeby broń boże nie zaogniać.
Cały czas jestem wielkim wrogiem posiadania broni przez cywilów. Zdecydowanie.
I szczególnie w Polsce.
Wyobrażacie sobie ten swobodny dostęp do kałachów? I co by się działo?
Szybko by się nam zmniejszyły kolejki w przychodniach, że tak powiem 😉