Wyspa Sobieszewska
3 sierpnia, 2021 Wpisane w RÓŻNISTETo była moja wymarzona eskapada.
Głównie dla ptactwa i spaceru pośród zieleni.
Udało mi się w końcu namówić Kota i pojechaliśmy.
I wspólnie zakochaliśmy się w tym niesamowitym miejscu…
A wszystko w pobliżu przemysłowego Gdańska.
Aż nie chce się wierzyć, że pozwolono na taką perełkę przyrodniczą (od 1916 roku!) – w szacunku do żerujących czy przelatujących tędy stad kaczek, mew, gęsi czy innych gatunków wodno-błotnych.
Faktycznie duża ilość trzcin i brak dojścia do brzegu (na całe szczęście) umożliwia ptakom intymność i bezpieczeństwo. W rezerwacie są dwie wieże widokowe z których widać ogrom występujących tu gatunków.
Niestety mój aparat nie nadaje się do dalekich zbliżeń. Większą ucztę miałam obserwując tamtejsze cuda lornetką.
Po zrobieniu łącznie 10 kilometrów stwierdziliśmy, że wartałoby tu zawitać ponownie wczesną wiosną lub na jesień, na czas migracji ptaków.
Być może wtedy obserwacje byłyby bardziej spektakularne. Bo nie ukrywam, że jestem nadal niewyżyta fotograficznie.
Ale ponieważ życie bywa zaskakujące czekała mnie miła niespodzianka na leśnym, aczkolwiek pełnym ludzi, campingu 🙂
Tutaj dał radę nawet mój aparat. Odległość do Pani Dzięcioł była kilkumetrowa. A skąd wiadomo, że to Ona-Dzięciołka? Ano po braku czerwonej czapeczki, występującej tylko u samca.
Traktuję to jako nagrodę za łażenie po hektarach rezerwatu Ptasi Raj.
Kotek oczywiście mnie skwitował – To po co było tyle wędrować, skoro pod bokiem takie widowisko? No ale kto to by przewidział?
A może tak dzięcioły mają? Któż to wie…