www.stefadurna.pl
www.stefadurna.pl header image 2

COVID W PRAKTYCE czyli jak Stefa puka się po czole…

24 listopada, 2020 Wpisane w POWAŻNE

Wydawałoby się, że świadomość ludzi jak i rozsądek powinny być czymś naturalnym.

Poniższe historyjki z życia wzięte, przeczą temu dobitnie:

1. STUDENT

Akcja duży dom wielopokoleniowy, rodzina patchworkowa. Najmłodszy student zaczyna się źle czuć już w piątek. W niedziele traci definitywnie smak i węch. Ze względu na Babcie w kwiecie wieku, przenosi się od poniedziałku do odizolowanego, pustego mieszkania (tak się powodzi, że jest takowe na podorędziu). Zakupy podejmuje się dostarczać Mama (ach te Mamy!), mieszkająca jeszcze gdzie indziej niż dwa wymienione wyżej lokale. Aby podtrzymać na duchu?/ towarzysko? /by trzymać rękę na pulsie? /bo kocha?…  Mama przesiaduje z chorym Synem na kanapie. Podobno nieczęsto i niedługo.

Ja gdy się o tym dowiaduję przewracam oczyma.

No ale mieliśmy maseczki, no i był dystans – broni sytuacji Student.

YHY… do przewidzenia jak to się kończy. Mama nie ma obecnie smaku.

Chyba ma covida – wyrokuje Student.

No chyba.

2. MASECZKA

Akcja – spore miasto, centrum w południe. Przede mną idzie dziadek w maseczce. Dusi się i okrutnie kaszle. Maseczka przeszkadza w odksztuszaniu. I już nawet nie dziwi mnie, że uchyla ją aby poprychać na wszystko. Najgorsze dopiero ma nastąpić. Kiedyś do tego były spluwaczki. Dziś wszystko (a było tego sporo) ląduje prosto pod moimi nogami, na chodniku.

Dziadek zadowolony i jakby nic odchodzi w siną dal.

Acha – już z maseczką na buzi.

Pewnie ta cała akcja dlatego, że „zapomniano” wpisać do ustawy zakaz spluwania… No cóż.

3. WIELKOPOLSKA

Akcja – dom ze sporą mieszkańców w Poznańskiem. Województwo ma znaczenie ponieważ, ten właśnie zakątek znany jest jako kraina pracoholików. Tutaj jeżeli nie pracujesz to jesteś nikim. Normalne, że nie bierze się zwolnień bo… nie wypada i do tego jesteś stratny 80 procent (sławetne poznańskie skąpstwo). Stąd gdy głowa domu, lat 57, ma klasyczne objawy covida to wypiera choróbsko z głowy. Pracuje jak gdyby nigdy nic, przez tydzień w dużym zakładzie. Gdy już objawy się nasilają, idzie na urlop (przecież ma tyle zaległego). Ale po dwóch tygodniach nie da się już opanować kaszlu. Trafia do lekarza a tam potwierdzenie covidu z zapaleniem płuc w tle. I opowieść nie dotyczy tutaj do końca gospodarza ale postępowania rodziny zamkniętej w kwarantannie. Reszta nie ma żadnych objawów (na szczęście) ale ma zakaz wychodzenia z domu. Wiadomo.

Tak jak i wiadomym powinno być zero kontaktów społecznych. No ale ktoś musi przecież dostarczać zakupy. Dorosły syn (mieszkający parę domów dalej) dzielnie się spisuje. Odbiera pieniądze od rodzinki jak i przekazuje słoiki z obiadem dziadkowi-wdowcowi. Krąży między domami. No przecież trzeba sobie pomagać. Tutaj covid nie ma nic do stałych zwyczajów. Kwitną na całego nierozerwalne więzy rodzinne. Tak samo jak zakwitnie za moment (w ciągu tygodnia) kaszel u dziadka i posłańca.

Słuchaj, a wiesz, że w średniowieczu gdy wybuchała zaraza to domostwom od zewnątrz zabijano okna i drzwi? Nikt nie mógł się nawet zbliżyć do morowego domu…

Cisza w słuchawce.

Jestem zszokowana niezrozumieniem podstawowych zasad walki z epidemią.

A trzeba przyznać, że w/w bohaterowie nie należą do głupców czy patologii.

Czy trzeba ludziom, łopatologicznie pokazywać i nakazywać?

Nie wystarczy zdrowy rozsądek?  

Wpisz komentarz