No jakby to streścić?… że tak powiem :-)
7 stycznia, 2017 Wpisane w POWAŻNEWłaśnie przeczytałam to co nabazgrałam pod koniec 2016 i przypomniało mi się w jakim to miejscu byłam i co planowałam. Gdyby porównać to ewolucyjnie to ten rok określiłabym jako skok od karbonu do… matrixa. Trochę się działo, nie powiem. Najbardziej cieszę się ze swojego spokoju i stabilizacji psychicznej. Już zero tego dygotu i niepewności. W końcu powrócił mi uśmiech. Choć znawcy mówią, że dość specyficzny 😉
Chyba już tak jest, że nie da się w nieskończoność rozpaczać bo człowiek pewnie by oszalał (o czym jestem święcie przekonana).
Myślę, że się zmieniłam bo… nie było innej rady. Czas było wziąć los w swe drobne kobiece ręce. A było różnie 😉 Ale kto nie próbuje ten może tylko stracić. Niczego nie żałuję. Porażki i błędy potraktowałam jako nauczkę. Po roku jestem na początku drogi ale z wyraźnym światełkiem w tunelu 🙂 Choć nie przeczę, że było momentami ciężko…
Tak tylko telegraficznie to jestem… z siebie dumna. Bo np. zmobilizowałam się i skończyłam podyplomówkę w Warszawie, która daje mi dodatkowe uprawnienia. Więc pracuję, a to podstawa. I spłacam sobie kredyt 😉 Czy spokojniej to pokaże jak zawsze życie.
Dzieciaki zdrowe i wszystko kula się powolutku. O dziwo jesteśmy nawet wszyscy w komplecie, w jednym kraju. Dziamba rośnie i już skończyła dwa latka. Rośnie na chwałę Babci. Toczka w toczkę, na podobieństwo lustra, tak samo mądra i urocza… 😀 😀 😀
Dużo podróżowałam w tym roku. Widziałam i zachwycałam się rzeczami o które jeszcze rok temu nie podejrzewałabym siebie. Dalej słucham maniakalnie muzyki. I to różnej. Kocham przyjaciół i nadal noszę serce na odkrytej dłoni. Mam nadzieję, że otwartość jako skutek uboczny żałoby, pozostanie mi już do końca 🙂
Wymienianie dalszych sukcesów zakrawałoby pewnie na bałwochwalstwo i potwierdzałoby tylko mój optymizm ale nie o to chodzi w tym wpisie. Chcę pokazać na podstawie swych ostatnich doświadczeń, że nawet po najczarniejszej nocy następuje jasny poranek.
A czy jest on krwisto-czerwony czy zamglony to już… inna bajka 😉 Bardzo często zależna od nas samych.