www.stefadurna.pl
www.stefadurna.pl header image 2

MYŚLĘ

16 sierpnia, 2015 Wpisane w POWAŻNE

 

Lecę dalej na dobrej fali. Tak jakby nawet lepiej intelektualnie.

Nie wata i maligna tylko konkretniej i wyraziście.

1

Przypomniał mi się niedawno pewien film biograficzny o jakiejś pisarce skandynawskiej.

Nie zapamiętałam nazwiska ale na pewno wrażenie jakie na mnie wywarły jej słowa.

Kobieta miała szczęście albo i nieszczęście (nie nam to oceniać) kochać alkoholika.

Całe życie miała nadzieję, że poradzą sobie z jego nałogiem.

Pozwalała się oszukiwać i łudzić, że za chwilę będzie lepiej.

W końcu prawda bierze górę i jej facet zapija się na śmierć.

Do dziś widzę jej surową i zamyśloną twarz gdy mówi o bezgranicznej miłości

jak i ogromnym żalu, że go straciła. Oraz o uczuciu ULGI, że to już koniec…

Pamiętam moje zaskoczenie i oburzenie.

Bo jak to możliwe – kochasz i zarazem cieszysz się, że odszedł? Coś mi nie grało.

3

Musiało minąć trochę czasu i przewinąć niewesołych zdarzeń żebym to jednak pojęła.

Bo jesteśmy utkani z tych złych jak i pozytywnych rzeczy,

o których śmiało i z odwagą mówimy lub zatajamy sami przed sobą.

Gdy przykładowo okazujemy bezgraniczne przywiązanie czy dzielnie zmagamy się z

przeciwnościami możemy nawet liczyć na powszechną akceptację.

Powiedziałabym nawet, że jest społeczne wyczekiwanie na fajnych bohaterów.

No bo któż nie lubi pozytywnych historii?

2

Nikt kto nie przeżył osobiście tylu lat pośród smrodu szpitali i niepewności lekarskiej

nie ma nawet pojęcia jak jest to wyczerpujące.

Przewijają się uczucia głupiej nadziei, zaklinania losu „że jeszcze ten jeden raz”

z tymi myślami zawstydzającymi.

Bo nie brakowało również nienawiści czy oskarżeń wszystkiego co niesprzyjające.

Takie miotanie się, załamywanie, złorzeczenie.

Pierwszy raz płakałam z bezsilności przez kretyna, który nosząc przecież zobowiązujące miano „lekarza” miał dziką satysfakcję, którą nam zresztą obwieścił, że sorry ale to On miał rację i proszę bardzo teraz przyjść do mnie na kolanach… A zapewniam, że nie chodziło mu o dobro pacjenta tylko… o pieniądze które miał dostać od państwa za „martwą duszę”. Bo dializy wpędzały do grobu na raty, nie inaczej. Po prostu zdarzenie te było tak żenujące i „malutkie” bo trafiliśmy na „pomyłkę” ludzką jak i zawodową.

 To są zresztą te właśnie nieliczne momenty, że żałuję iż nie jestem facetem.

Czytaj… ze skuteczną pięścią… bo nie ma innej rady.

4

Niestety przeszczep, który załatwiliśmy dzięki własnemu uporowi (nie w/w lekarzowi) był tylko chwilą oddechu. Przystankiem przed dalszymi dializami jak i ponownym czekaniem na dawcę. Bo pomimo tak ogromnych kosztów i postępu medycyny przeszczepiona nerka pracuje najwyżej kilkanaście lat. Niestety.

Minęło pięć bezproblemowych lat chyba po to żeby jeszcze bardziej docenić zdrowie i szczęście rodzinne, które mogło śmiało rozkwitać z dala od szpitalnych korytarzy.

Tak szybko zapomina się złe.

Kiedy umarł Artur jednym z moich pierwszych pocieszeń było, że jak na to co przeszedł i co miało go czekać niezadługo to i tak miał lekką śmierć. Zresztą z przyczyn niewiadomych. Utrata przytomności w szpitalnej łazience, pół godziny reanimacji i… koniec.

* * *

Poczułam ULGĘ. Nie da się tego inaczej nazwać.

Koniec tego szaleństwa. Misiek miał prawo się nie męczyć…

Bał się zresztą panicznie.

* * *

Czy jest mi lżej po przyznaniu się do tego uczucia przed samą sobą? Już sama nie wiem. 

Po wpisie widać moją zadawnioną złość i brak dystansu. Tego nie da się łatwo wyrzucić.

Przecież spotkało Nas tyle dobrego pomieszanego ze strachem i złem.

——————————————————————-

Autorką akwareli jest Pani Grażyna Ostaszewska.

Znalazłam je na Miśka komputerze. Pewnie podziwiał.

Możemy również rozdziawić buzię…

Wpisz komentarz