Historia taka se
4 września, 2014 Wpisane w RÓŻNISTEz wieczorka przy zamykaniu kurnika zaniepokoiła mnie jedna sztuka
– oho, jak nie chce siedzieć na grzędzie to nieciekawie
bo kury tak mają, że dla bezpieczeństwa moszczą się jak najwyżej
taki praktyczny myk dla potrzeb przeżycia
rano już było tylko gorzej – leżała na boku i bezradnie przebierała jedną z kończyn
– no szkoda – stwierdziłam
po południu nie było złudzeń – sztywno leżała wyciągnięta na słomie
zero reakcji
– no to już po biedaczce
i tutaj do historii wkracza mój Stefek znany jako człowiek od czarnej roboty i zadań trudnych
– weź ją wynieś (do lasu konkretnie) bo Ja nie mogę – proszę
znaczy się odgrywam leliję co się brzydzi…
– Mama ale ona jeszcze żyje, tak jeszcze nogą się odpycha.
To co, do lasu?
– no nie (ma się tę litość)… niech w spokoju zdechnie…
Misiek oczywista nie zostawia suchej nitki.
– Wszystko przez Ciebie! Karmisz jakimś gównem (ostatnio czarny bez)
to i w końcu któraś zachorowała. A może jakaś zaraza i wszystkie padną?
– słowem wróżbita Maciej, kurwa się znalazł
rano zaglądam do kurnika by spełnić smutny obowiązek samej
a tu mojej kury brak, ni śladu
– co za licho?
koniec końców przypomniałam sobie, że przecież wywaliłam owoce z wina
i trafiła się jaka smakoszka